3 rzeczy, na których nie warto lansować się w show – biznesie, czyli jak łatwo nadszarpnąć swój wizerunek w mediach
Trudny jest żywot pełnoetatowego celebryty. Przecież to nie tylko kilka godzin (czasem ponoć i całe dnie) szykowania się na warszawskie imprezy, ale również nieustające podtrzymywanie swojej pozycji w show – biznesie przy jednoczesnym staraniu się, aby twarz nie opatrzyła się widzom. A z tym nie zawsze jest tak prosto.
Kiedyś plotki dostarczali fotoreporterzy czyhający pod domami gwiazd i gwiazdeczek. Potrafili od świtu do zmroku, w mrozie i gorącu wyczekiwać w krzakach tylko po to, by zrobić im kompromitujące zdjęcie, a następnie móc sprzedać je prasie oraz portalom plotkarskim. Często celebryci szli też na tzw. ustawki z gazetami, które dawały im obopólną korzyść. Pierwsi mogli dzięki temu reaktywować swoją karierę, drudzy mieli newsy. Dzisiaj czasy paparazzi dobiegły końca, a celebryci skrzętnie relacjonują swoje życie za pomocą serwisów społecznościowych. Dają im one możliwość dzielenia się tylko tymi informacjami, na które sami przyzwolą. Jedni traktują Instagram jako narzędzie, dzięki któremu mogą pokazać efekty swojej pracy oraz przedstawić wybiórcze momenty ze swojego życia. Dla czołowych celebrytów publikowanie w sieci jest metodą na podsycanie pogłosek na swój temat w sposób kontrolowany. Tak też działają pretendujący do miana współczesnych celebrytów youtuberzy i influencerzy znani z Instagrama i TikToka.
Nasz polski show – biznes jest mdły, więc nietrudno o przejedzenie się, gdy wciąż widzi się tych samych ludzi na rozmaitych medialnych wydarzeniach. Część znanych i lubianych nie musi specjalnie zabiegać o zainteresowanie mediów, bo wystarczy im ich praca, a pojawianie się na eventach nie jest dla nich obowiązkiem, ale raczej łączeniem przyjemnego z pożytecznym. Posiłkują się ściankami kiedy zaczyna robić się o nich cicho lub po prostu chcą spędzić wieczór ze znajomymi z tego samego środowiska. Gorzej sprawa się ma z celebrytami z krwi i kości, którzy uzależnieni są od splendoru i błysku fleszy. Te nieustannie łaknące uwagi i utrzymujące się głównie ze skandali osoby muszą się czasami nieźle natrudzić, żeby skoncentrować na sobie oczy odbiorców. Zwłaszcza kiedy świecenie gołą pupą na imprezie Playboya i przebieranie się za polską flagę po sfałszowaniu hymnu już nie pomaga, a pomysły na ponowne zaistnienie pomału zaczynają się wyczerpywać. Przy wymyślaniu kontrowersji nie cofną się przed niczym, nawet gdyby mieli nadwyrężyć zaufanie swoich fanów. Poniżej trzy przykłady, które się do tego odnoszą i których nie warto powielać.
Udawane śluby i wesela
Taka sytuacja w rodzimym światku celebrytów zdarzyła się dwa razy. Pierwszą osobą, która to zrobiła był Kuba Wojewódzki wraz ze swoją ówczesną dziewczyną Renatą Kaczoruk. Ich fikcyjny ślub odbył się co prawda na potrzeby kampanii reklamowej marki Play, ale poprzedziła ją fama, że para jest małżeństwem. Doniesienia te nakręcał też sam Wojewódzki m.in. w odcinku z Andrzejem Sewerynem, gdzie na antenie dumnie prezentował obrączkę i mówił, że się ożenił.
O Blance Lipińskiej wspominam często, bo jako jedna z nielicznych „umie w show – biznes”. Jedni udzielą krótkiego dwuminutowego wywiadu i po wstawieniu go do sieci ma sto tysięcy odtworzeń, inni dwoją się i troją, starają się wyjść na elokwentnych, a ich wypowiedzi nie są cytowane kolejnego dnia w nagłówkach artykułów. Rozmowy z autorką bestsellerowej trylogii erotycznej generują często setki tysięcy wyświetleń. Blanka, podobnie jak np. Tomasz Jacyków czy Michał Witkowski, jest postacią dodającą trochę kolorytu naszemu
show – biznesowi.
Lipińska przed premierą filmu „365 dni” wrzucała na swój Instagram zdjęcia z planu, które miały być przedsmakiem tego, co ujrzymy na kinowym ekranie. Szum medialny rozpoczął się po tym, gdy dodała fotografię, na której pozowała wraz ze swoim byłym już partnerem ubrana w suknię ślubną oraz z pierścionkiem na palcu. Media natychmiast to podchwyciły i zrobiły z tego wiadomość tygodnia. Wielu obserwatorów autorki, jak i portali, poczuło się oszukanych myśląc, że Lipińska została świeżo upieczoną panną młodą. Jak się później okazało, wyszła za mąż, ale w ekranizacji swojej książki. Blanka tłumaczyła się potem, że nie miała na celu nikogo wprowadzić w błąd, a na swoje usprawiedliwienie dodała, że zdjęcie podpisane było przecież „wyszłam za mąż, zaraz wracam”. Wiadomo, że działanie podyktowane było promocją filmu, jednak mimo wszystko pozostał pewien niesmak.
Czy taki ruch ze strony Blanki był przesadą? Mówi się, że takich rzeczy jak śluby i wesela nie powinno się wykorzystywać do zabiegów marketingowych. Doda przyznała, że gdyby Lipińska zapytała ją co o tym uważa, to odradziłaby jej takie zagranie. Dorota Gardias powiedziała, że nie posunęłaby się do czegoś podobnego. Ale czy naprawdę jest o co robić tyle hałasu? Zagranicą takie rzeczy są na porządku dziennym i nikogo to nie bulwersuje. Jestem w stanie zrozumieć rozżalenie oddanych fanów Blanki, ale na przyszłość warto wszystkie celebryckie newsy przepuszczać przez pewien filtr wiarygodności i pamiętać, że w słowie „show – biznes” nie bez przyczyny znajduje się cząstka „show”.
Upozorowanie śmierci
O ile udawane śluby i wesela według mnie nie są szczególnym przewinieniem, o tyle sfingowanie własnej śmierci jest dla mnie w świecie celebrytów grzechem ciężkim. Na taki krok zdecydowała się niestety Monika Esmeralda Godlewska. Po serii niepokojących Instastories z udziałem zapłakanej celebrytki, na których wywlekała rodzinne brudy, pojawił się czarno – biały porter Esmeraldy i wpis zawiadamiający o jej rzekomej śmierci.
Zastanawiające było, że ktoś mimo to akceptował wszystkie napływające prośby o obserwację instagramowego konta, a liczba „fanów” zwiększała się z każdym odświeżeniem strony. Na profilu Esmeraldy pozostały tylko jej trzy zdjęcia. Magdalena Godlewska, jedna z sióstr Moniki, postanowiła zainterweniować i zadzwoniła po policję. W wyniku tego dowiedzieliśmy się, że Monika na szczęście żyje, a jej wpis jest tylko wyjątkowo niestosowną próbą wkręcenia odbiorców. Monika pisze ponoć książkę na temat show – biznesu i jej medialna śmierć miała być swego rodzaju zerwaniem ze starym wizerunkiem oraz pozwolić jej skupić się na pisaniu. Niedawno Magdalena poinformowała za pośrednictwem mediów społecznościowych, że Esmeralda przebywa obecnie w klinice psychiatrycznej.
Wyświetl ten post na Instagramie.
Post udostępniony przez Esmeralda Godlewska (@esmeralda_godlewskaofficial)
Część osób uwierzyła w śmierć celebrytki, inni (w tym ja) niekoniecznie. Niektóre komentarze pod wpisem sugerowały, że jest to wołanie o pomoc Moniki skierowane do jej rodziny. Wśród osób, które składały kondolencje rodzinie i okazywały wyrazy współczucia, znaleźli się również nienawistnicy, którzy wyzywali Godlewską i cieszyli się z tej dramatycznej wieści.
Ta sytuacja jest nie tylko wzorem tego jak nie należy lansować się w mediach, ale też kolejny raz dobitnie pokazuje jak wiele jadu ma w sobie społeczeństwo. Nie wiem jak można życzyć komukolwiek śmierci i zapominać o tym, że czytają te komentarze również najbliżsi zmarłych. Jeśli chodzi o postępowanie Moniki, to dodam jedynie, że mogę sobie tylko wyobrazić na jaki stres naraziła swoją rodzinę i jaki szok musieli przeżyć, gdy dotarła do nich informacja o jej rzekomej śmierci.
Esmeraldzie życzę szybkiego powrotu do zdrowia, wrócenia do show – biznesu odporniejszą i umiejętnego poruszania się w mediach, aby nie musiała narażać siebie i bliskich na cierpienie związane z jej aktywnością w przestrzeni publicznej.
Chwalenie się nieprawdziwymi sukcesami
O tym, że nie warto kłamać, przekonał się gorzko Łukasz Jakóbiak. Poświęciłam odrębny wpis całemu temu zamieszaniu, więc nie będę tutaj przybliżać o co w tym wszystkim chodziło. Do tej pory nie rozumiem medialnej wrzawy, która wydarzyła się po wizualizacji Level Up. Nadal sądzę, że kara była niewspółmierna do czynu. Oszustwo zrujnowało jego karierę, a Łukasz na trzy lata zniknął z show – biznesu. Pół roku temu zgodził się udzielić wywiadu Plejadzie. Odsunęli się od niego celebryci i gwiazdy, a on zrezygnował z prowadzenia swojego talk – show. Jednak nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Na skutek wszystkich tych zdarzeń Łukasz obrał inną drogę i skupił się na rozwoju duchowym. Mimo to chciałabym, żeby Łukasz jeszcze kiedyś zawitał do show – biznesu. Na koniec pozostawię tutaj, wciąż aktualne, fragmenty z wpisu o Łukaszu, który ukazał się na moim blogu po głośnej wizualizacji.
Jestem wielką fanką Łukasza Jakóbiaka. (…) Kibicuję mu całym sercem na każdym kroku. (…) Jestem przekonana, że w dużej mierze ludzie nienawidzą go za to, że jego marzenia się spełniają. Mam nadzieję, że kiedyś i mnie będzie stać na taką konsekwencję w działaniu.
Trudny jest żywot pełnoetatowego celebryty. Przecież to nie tylko kilka godzin (czasem ponoć i całe dnie) szykowania się na warszawskie imprezy, ale również nieustające podtrzymywanie swojej pozycji w show – biznesie przy jednoczesnym staraniu się, aby twarz nie opatrzyła się widzom. A z tym nie zawsze jest tak prosto. Kiedyś plotki dostarczali fotoreporterzy czyhający pod…