Gdy zobaczyłam zwiastun „Ślubu od pierwszego wejrzenia” wiedziałam, że będę musiała obejrzeć całość. Śledziłam losy bohaterów czekając ze zniecierpliwieniem na każdy nowy odcinek. Program bardzo mnie wciągnął. I nie tylko mnie, bo odbił się on szerokim echem w mediach i zdobył bardzo dużą widownię. Zapewne dlatego, że takie eksperymenty społeczne to rzadkość. Lubimy też podglądać jak żyją inni. Głosy są podzielone: jedni uważają, że program kpi z instytucji małżeństwa, drudzy że aranżowane małżeństwa znamy od dawna, dlatego to nic kontrowersyjnego.
Pokrótce przybliżę zasady programu tym, którzy nie oglądali. Pary skojarzone przez ekspertów – na podstawie różnego rodzaju testów i badań – biorą ślub cywilny. Wcześniej nie rozmawiały ze sobą ani się nie widziały. Poznają się dopiero w Urzędzie Stanu Cywilnego. Po weselu i podróży poślubnej mają czas na zamieszkanie razem i poznanie się bliżej, a na końcu decydują czy rzeczywiście chcą pozostać w związku.
I tak mieliśmy: Natalię i Jacka, Ewę i Darka oraz Magdę i Krystiana. Magda i Krystian sprawiali wrażenie najbardziej udanej pary, jednak od pierwszego odcinka mocno kciuki trzymałam za Ewę i Darka. Wydali mi się ciekawymi osobami, które poza pracą mają pasje i interesują się sferą intelektualną. Spodobało mi się to, że Ewa jest samodzielna, ma swoją firmę, pasjonuje się rozwojem osobistym i lubi tańczyć. Darek też wydawał mi się przesympatycznym i bezkonfliktowym człowiekiem. Odkryłam pewne podobieństwa tej pary ze mną, więc kibicowałam im do samego końca.
Pani seksuolog Monika Staruch miała jednak rację mówiąc, że Ewa jest „małym chodzącym dynamitem”. Subtelnie wyglądająca kobieta to tylko pozory. Tak naprawdę ta 30-latka ma swoje zdanie i bywa charakterna. Darek przekonał się o tym już w trakcie wesela, kiedy małżonka sama zadecydowała gdzie schować kopertę. Euforia z wesela minęła i wydaje mi się, że w pewnym momencie cała sytuacja ją przerosła. Chociaż na pewno obecność kamer potęgowała emocje. Ewa zauważyła, że Darek nie jest tą osobą, której się spodziewała. Szukała mężczyzny, który się nią zaopiekuje i będzie „samcem alfa”. Natomiast Darek pod koniec programu zaczął odgrywać się na Ewie za jej chimeryczność. W ostatnim odcinku miałam nadzieję, że dadzą sobie szansę. Sądzę, że Ewa dostrzegła u małżonka jakieś wartościowe cechy i nie chciała tego kończyć. Finał mnie wzruszył. Rozczarowałam się takim obrotem sprawy. Pewnie gdyby nie decyzja Darka o rozwodzie, to moglibyśmy spodziewać się happy endu.
Najbardziej szkoda mi było Jacka. On cały czas uśmiechnięty, a ona nadąsana. Mimo usilnych starań ratowania związku, do przewidzenia było że się on rozpadnie. Natalia to jedyna postać, której nie polubiłam. Sprawiała wrażenie kobiety wymagającej, której trudno dogodzić. Wiecznie coś się jej nie podobało i kręciła nosem, a Jacek znosił to ze spokojem i próbował z nią rozmawiać. Robił wszystko co mógł, ale ile można się starać, jeśli druga osoba nie wykazuje inicjatywy.
Magda i Krystian prezentowali się jako zwyczajni ludzie. Dali się poznać jako osoby, które zna się od lat. Tak też zachowywali się względem siebie. Świetnie się dogadywali i nie było między nimi żadnych barier w okazywaniu uczuć. W trakcie trwania programu Magdę irytował brak zdecydowania Krystiana, gdy mieli podjąć decyzję gdzie mają zamieszkać. Z kolei Krystian nie poczuł „tego czegoś”. Na końcu okazało się, że zdecydowali się na rozstanie. Magda powiedziała, że Krystian zostawia sobie jeszcze furtkę na ewentualny powrót, bo może coś kiedyś poczuje. Myślałam, że chociaż ta para uratuje program. Czuć niedosyt, bo nie wiadomo czy znowu do siebie powrócili czy może jednak definitywnie zakończyli relację.
Mam wrażenie, że uczestnicy nie podeszli do tego wszystkiego poważnie, a eksperci nie kierowali się do końca tym, co mówili im bohaterowie. Wiedzieli, że Ewa potrzebuje silnego mężczyzny, a wybrali dla niej zupełne przeciwieństwo: chudziutkiego i delikatnego Darka. Jestem więc w stanie zrozumieć panikę Ewy i jej rozmowę z seksuologiem, w której mówiła, że zaszła chyba pomyłka w doborze partnera. Powinni skojarzyć ich wedle oczekiwań uczestników. Wtedy gdyby coś nie poszło, to para mogłaby mieć pretensje wyłącznie do siebie. Uczestnicy wiedzieli na co się piszą. Małżeństwo polega na byciu ze sobą na dobre i na złe i umiejętności pójścia na kompromis, a nie szybkiej rezygnacji i poddaniu się. Oni jednak wybrali drugą opcję.
Jest to eksperyment społeczny, o którym już teraz po emisji można powiedzieć, że zdecydowanie poniósł klęskę. Oglądalność była co prawda wysoka, ale rozstania wszystkich trzech to kompletna porażka. Obecnie ruszył casting do drugiej edycji programu. Wynik pierwszej nie jest optymistyczny, a zgłaszający się wiedzą już na czym ten program polega. Jestem więc ciekawa kto zgłosi się do drugiej edycji, którą na pewno będą oglądać. Jedno jest pewne: liczba rozwodów w Polsce przez ten program zdecydowanie się zwiększy. Mam nadzieję, że zawieranie małżeństwa nie będzie traktowane jak coś błahego.
Myślę, że doskonałym podsumowaniem są słowa lektora na początku pierwszego odcinka:
„Jak nasz singiel kogoś sobie w końcu znajdzie, to zwykle tylko szuka dziury w całym. W efekcie związek się rozpada, a on szuka dalej kolejnego ideału.”.
W tych czasach tak jest po prostu wygodnie. Ten program ma rację bytu chyba tylko w przypadku zdesperowanych ludzi w średnim wieku. Gdyby nie to, że początkowo w związku Magdy i Krystiana się układało, to program można by nazwać „Rozwód od pierwszego wejrzenia”.
Dodaj komentarz